piątek, 29 czerwca 2012

ROZDZIAŁ PIĄTY♥


Jechałam przed siebie, czułam jak adrenalina wypełnia każdy kawałek mojego mózgu. Nie wiedziałam co robić. Spanikowałam. Zostawiłam tam dziewczyny, a jeżeli coś poszło źle? Coś poszło nie tak? No i jak ja się wytłumaczę Justinowi?
-Zawracam- powiedziałam sama do siebie i zrobiłam zawrót o 180stopni.

W SANTORINI.OCZAMI VAN:

-Yyy my się zgubiłyśmy, myślałyśmy, że tu jest nasza grupa- powiedziała zalotnie Mandy, bawiąc się wisiorkiem, który spoczywał na wielkim dekolcie. Co jak co ale flirtować to ona potrafiła. Umiała każdego chłopaka owinąć wokół palca- pomyślałam
-Jak widać tu nikogo nie ma- rzucił dobrze nam znany John gapiąc się na piersi Mandy.
-W takim razie przepraszamy za pomyłkę, już wychodzimy-powiedziałam grzecznie Mandy.
-Czekajcie, ja wiem co wy tu robiłyście!- krzyknął ojczym Alice gdy już miałyśmy wychodzić. Przeszły mnie ciarki. Cały plan mógł się zawalić, nie mogłyśmy zawieść Alice. Już byłyśmy tak blisko, żeby uciec z kluczem.
-Chciałyście wykraść pytania na konkurs, ten który odbędzie się za godzinę w małej auli i nie zgrywajcie głupich.-powiedział. -Zaraz pójdę do waszej Pani wszystko jej powiem, podajcie mi nazwiska!-ciągnął.
-Przepraszamy, proszę nie mówić nauczycielce. Nie weźmiemy udziału w konkursie, już wychodzimy- Powiedziałam błagalnym tonem.
Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście nie domyślił się o co tak naprawdę chodziło.
-Dobra, ale zmykaj już stąd- oznajmił dalej wpatrzony w dekolt Mandy
Zabierałyśmy się do wyjścia. Mandy opuszczała pomieszczenie.
-Ty nie-wskazał na Mandy.-ona idzie, ty zostajesz.-powiedział parszywym tonem.
-Poradzę sobie, idź, zaufaj mi- szepnęła do mnie tak cicho, że ledwo ja słyszałam.
Wyszłam z pokoju, zaufałam jej.

Mandy była moją przyjaciółka od samego początku pobytu w ośrodku. Uzupełniałyśmy się. Ona wesoła i pełna życia, a ja raczej na odwrót. Lubiłam z nią przebywać. Świat przy niej wydawał się mniej parszywy niż jest w rzeczywistości. Odkąd moi rodzice i brat zginęli w pożarze nic już nie było takie samo. Nie mogłam pogodzić się z ich śmiercią i babcia u której zamieszkałam wysłała mnie do ośrodka. Sądziła, że to mi pomoże. Nie pomagało. Tylko dzięki Mandy wstawałam z łóżka. Była taka piękna, pewna siebie i przebojowa ale przy tym nie była arogancka, wścibska czy nie miła Bardzo mi imponowała, miała wszystkie te cechy, które ja zawsze chciałam mieć. Alice poznałam trzy miesiące temu. Była zagubiona i zdystansowana. Nie rozumiała co jej się przydarzyło i dlaczego tu trafiła. Próbowałyśmy ją przekonać, że ma pewnie jakiś problem bo nikt tutaj nie trafia bez przyczyny. Jednak przekonała nas, że jej się to przydarzyło, że ktoś popełnił wielki błąd. Pragnęła swojego dawnego życia jak niczego innego. Spędziłyśmy wiele godzin na rozmowach o wszystkim. Gdy poznałyśmy bliżej Alice, stała się bardzo otwartą i przyjazną osobą jednak o jednej rzeczy nie chciała rozmawiać. Śmierć taty była dla niej tematem tabu tak jak sex dla nastolatek albo Lord Voldemord dla świata czarodziejów. Mimo wielu tajemnic i różnicy charakterów bardzo się kochałyśmy i wspierałyśmy. Na dobre i na złe- na zawsze razem.

OCZAMI MANDY:
-Taaaak, o co chodzi?-zapytałam sztucznym zdziwieniem
-Ty już wiesz ślicznotko o co, nie powiem waszej nauczycielce co tu robiłyście ale musisz tez coś dla mnie zrobić- powiedział pewny siebie John
-Może to?- Podeszłam zalotnie do niego, rozpięłam guzik w mojej koszuli przez co jeszcze bardzie było mi widać piersi. Jedną ręką błądziłam po swoim ciele a drugą po jego torsie. Odpięłam mu guzik w spodniach. On z podniecenia zamknął oczy, wtedy wzięłam wielki zamach i kopnęłam go prosto w kroczę. John pochylił jęcząc z bólu.
-Dopadnę Cię mała zdziro- krzyczał.
-Na razie zboczeńcu.- rzuciłam uciekając.- bieeegnij- krzyczałam do Van ciągnąc ją za rękę w stronę schodów w dół.
OCZAMI ALICE:

-Ruuuszaj do cholery- wysapała zdyszana Mandy.
-Co się stało? Macie klucz?-zapytałam, drżącym głosem.
-Mamy, ale spotkałyśmy Johna, było gorąco. Lepiej już ruszajmy, zanim ktoś się skapnie co tu jest grane.-wydusiła z siebie Van.
Pojechałyśmy prosto do mojego rodzinnego domu. 15 minut stąd. Mandy i Van opowiedziały mi co się działo w biurze mojego ojczyma.
-Co za łajdak- powiedziałam trzaskając drzwiami od samochodu.
-On i Perkins są siebie warci-oznajmiła Mandy krzywiąc się znacząco.
Chciałyśmy się dowiedzieć co skrywa ojczym za drzwiami do gabinetu. Tam muszą być odpowiedzi do pytań, które kłębiły mi się w głowie, pytań, które spędzały mi sen z powiek. Czułam narastające podniecenie, takie samo jak  wtedy kiedy tata wziął mnie do wesołego miasteczka i oznajmił, że mogę jeździć na wszystkich karuzelach na jakich tylko mam ochotę.

***
-Nie pasuje-prawie wypłakałam te słowa.
-Jak to nie pasuje, tylko ten klucz tam był-powiedziała Mandy łapiąc się za głowę.
-I wszystko na marne? Cały wysiłek? Jesteśmy już spalone John nas widział.-wydukała Van, nerwowo chodząc w kółko. I to wszystko na nic? NA NIC?-ciągnęła obracając klucz w palcach.

***
Czemu wszystko idzie nie tak jak trzeba? Justin nie odbiera ode mnie telefonów, nie odpisuje-myślałam, siedząc w parku na ławce. Ta sytuacja mnie przerastała. Myślałam, że dam radę. Jeszcze miesiąc temu byłam pełna determinacji i zapału. Mogłam góry przenosić, byłam pewna swoich racji i swojego miejsca w społeczeństwie. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć prawdy, którą przede mną ukrywano. Codziennie dziękujowałam Bogu, że mam Mandy i Van. Gdyby nie one naprawdę bym zwariowała. Teraz dość, że mam na głowię mojego ojczyma, Perkinsa, to jeszcze do tej grupy dołączył Justin. Niby zwykły chłopak ale jednak nie do końca. Sam jego uśmiech podtrzymywał na duchu, a jego oczy mówiły, wszystko będzie dobrze, świat jest twój - tylko sięgnij po niego. Przy nim wszystko miało sens, świat wydawał się inny. Nawet ten zawsze piękny park bez niego nie był już tak piękny.
-Alice.-ktoś zawołał zza krzaków
-Halo, kto tu jest?-zapytałam.
-To ja Justin.-powiedział obojętnym tonem.
-Przepraszam Cię, że tak odjechałam i Cię zlekceważyłam, miałam coś do załatwienia.
-Alice, co ty przede mną ukrywasz? Co się dzieje? Możesz mi powiedzieć- zapewniał
Nie mogę mu powiedzieć, że uciekłam z wariatkowa, mój ojczym mnie tam wpakował bo ma w tym jakiś interes, a żeby się tego dowiedzieć wkradłyśmy się do jego biura po klucz, który okazał się lipny.
-Wiesz to miasto przywołuje wspomnienia i kiedy tak czekałam na Ciebie pod kawiarnią, zobaczyłam starą przyjaciółkę i nie chciałam, żeby mnie zobaczyła więc musiałam odjechać- po części mówiłam prawdę.
-Na pewno taki jest powód? A nie taki, że nie chcesz się ze mną spotykać?- zapytał
-Chcę. Justin przy Tobie wszystko wydaje się takie łatwe i proste. Twój uśmiech sprawia, że zapominam o problemach. Teraz mi właśnie tego potrzeba- wydusiłam zaczerwieniona.
-Dziękuję, jesteś niesamowita i taka tajemnicza- powiedział mi prosto w oczy, bawiąc się kosmykiem moich kasztanowych włosów.
Rozpływałam się w jego oczach. Czułam jak z sekundy na sekundę robię się coraz bardziej czerwona. Jego wzrok mnie pochłaniał. Zaczęłam nerwowo stukać kluczem o ławkę.
-Od czego jest ten klucz?-zapytał Justin spoglądając na moje ręce.
-Aa właśnie nie wiadomo. Myślałam, że do pewnych drzwi ale się pomyliłam.- powiedziałam zawiedziona
-Pokaż-powiedział- Takie klucze produkują tylko w BeverlyStorage jakieś 45minut drogi stąd. Sam mam podobny- ciągnął.
-Przecież klucz to klucz, mógł być wyrabiany wszędzie- powiedziałam raczej sceptycznie
-Nie ten, to są klucze do specjalnych skrytek, są one dodatkowo strzeżone przez strażników, żeby nikt nie mógł się tam dostać. Mam taką skrytkę z moimi nagrodami, które nie mieszczą się już w domu.
-Jesteś pewien, że to na pewno ten klucz?-zapytałam niepewnie ale z iskierka w oku.
-Na 100%, Skąd go masz?- zapytał ciekawy.
-Należy do kogoś z mojej rodziny. Nie ważne.- Urwałam temat, żeby się czegoś nie domyślił. Mogłam brzmieć podejrzanie.
***
Justin już o nic nie pytał, odprowadził mnie do zakrętu. Nie mogłam pozwolić, żeby dziewczyny mnie z nim widziały, nie chciałam tworzyć nowych sytuacji sprzyjających kolejnym pytaniom na które może nawet nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Mandy i Van wiedziały gdzie bywam wieczorami.
-Alice jesteśmy w kropce, nie wiemy co robić.-powiedziała ponuro Van
-Klucz nie pasuje, a to było jedyne rozwiązanie-oznajmiła Mandy.
-Dziewczyny wiem do czego jest klucz!!! Robią je tylko w BeverlyStorage jakieś 30 minut drogi stąd. Klucze są do skrytek, które są dobrze strzeżone, podobno sławy mają tam swoje skrytki.- powiedziałam zadowolona z siebie.
-Skąd ty to wszystko wiesz? Drzewa w parku Ci powiedziały? A może było napisane na ławce?- zaciekawiła się Mandy.
Nie przemyślałam, odpowiedzi na to pytanie. Milczałam. Przecież nie powiem im, że Justin mi to wszystko powiedział. A mówiąc 'sławy mają tak skrytki' miałam właśnie jego na myśli
-Yyyy no wiecie, przypomniało mi się jak podsłuchałam kiedyś ojczyma jak mówił coś o jakiejś skrytce i BeverlyStorage. Skojarzyłam fakty i voilà .- powiedziałam triumfalnie z nadzieją, że mi uwierzą.
-Dobra, to jedziemy tam z samego rana.-powiedziała Van.
-Oo widzę, że te wieczorne wyjścia dobrze Ci robią- dodała Mandy zalotnie się uśmiechając.

***
-Jaki jest plan? Skąd mamy wiedzieć, która to skrytka? -zaniepokoiła się Van
-Mandy ty zajmij strażnika, wiesz co robić, Van ty stój na czatach. Skrytek jest niedużo, sprawdzę wszystkie.- powiedziałam z determinacją w oczach.
Mandy podeszła do strażnika, zaczęła go zagadywać bez większych problemów.
Podeszłam do ściany przy, której stały skrytki. Było ich szesnaście. Na każdej widniał lśniący złoty numerek. Ustawione były po dwie w kolumnie. Kolumn było osiem. Jedna skrytka miała około pół metra wysokości i tyle samo szerokości. Trzęsącymi rękoma włożyłam klucz do pierwszej szafki- nic, do drugiej-nic, zaczęłam od tyłu- też nic. Robiło się coraz bardziej gorąco.
-Wieeeeeejj- rozbrzmiał się damski głos. Widziałam jak dziewczyny biegną w moją stronę. Ja wciąż nie wiedziałam do której skrytki jest klucz. Krople potu zaczęły zbierać się na moim czole. Wiedziałam, że mam kilka sekund. Czas pędził jak oszalały. Moje myśli zbijały się z biciem mojego serca. Jak nie ta to żadna-powiedziałam w myślach i pewnie włożyłam klucz do szóstej skrytki.
-To musi być ta no daaaleeej- krzyczałam do siebie. Łzy napłynęły mi do oczu. Mandy i Van były coraz bliżej, za nimi biegł mężczyzna średniego wzrostu ubrany w granatowy mundur. Krzyki mężczyzny plątały się z tymi dziewczyn i wlatywały do mojej głowy.
-Jeeest- zawołałam dumnie wyjmując owinięty reklamówką przedmiot ze skrytki numer sześć.

______________________________________________________
Dziękuje za czytanie i komentowanie, jestescie kochani <3
Teraz jestem we włoszech i jest strasznie gorąco, tutaj ludzie nie mówia po anngielsku a wloskiego nie umiem i nie umiem sie dogadać ;c
czytasz=komentujesz ;)
love
xoxo

@Dzowit





wtorek, 26 czerwca 2012

ROZDZIAŁ CZWARTY♥


Czyli to jednak on, on mnie w to wpakował, ale dlaczego ,no i jak namówił moją matkę, żeby się zgodziła? Kto ma w tym interes, co John ukrywa? Moja głowa była pełna pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Kto jest w to zamieszany? Co mam teraz robić? Potrzebowałam odskoczni od problemów. Zadzwoniłam do Justina i umówiłam się z nim w alejce na tej samej ławce co wczoraj. Spędziliśmy miło czas, rozmawiając, śmiejąc się, wygłupiając. Odkryłam, że jest normalnym chłopakiem, nie tylko gwiazda Popu i bożyszczem nastolatek. Wydawał się taki delikatny i wrażliwy. Taki czysty, bez skazy.. taki prawdziwy. Czas przy nim leciał nie ubłagalnie. On sprawiał, że zaczęłam się uśmiechać. Siedziałam tak zapatrzona aż w końcu Justin przerwał
-Masz 17 lat dlaczego mieszkasz sama z koleżankami?-zapytał
-Długa historia, ale niestety nie mogę Ci jej wyjawić. Przepraszam muszę już iść-Speszyłam się i wstałam. O czym ja myślę?Spotykam się z gwiazdą Popu w parku w Royal a wszędzie szukają mnie ludzie Perkinsa, żeby z powrotem władować mnie do ośrodka. Muszę być ostrożna jeżeli nie chce być złapana.
-Przepraszam, jeżeli powiedziałem, coś nie tak-Stanął przede mną. Spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami, które mnie przeszyły. Poczułam ciepło które rozchodzi się w każdej części mojego ciała. Jego uśmiech był najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam. Coś niewiarygodnego.
-Nic nie szkodzi, pójdę już-przerwałam sobie chwilę przyjemności, jeszcze chwila a bym się rozpłynęła w tych oczach.
-Odprowadzę Cię-oznajmił Justin
-Może innym razem, pa-rzuciłam na pożegnanie.

***
-Alice gdzie byłaś, martwiłam się-powiedziała Van
-Byłam w parku na alejkach, przepraszam, musiałam pomyśleć.-odpowiedziałam a dziewczyny przytuliły mnie.
-Będzie dobrze, pomożemy Ci-zapewniły mnie Mandy i Van
-Obmyślmy plan.-powiedziałam.-John trzyma klucz do gabinetu w pracy, w biurze. Musimy się tam dostać, klucz jest u niego w szafce, a przynajmniej kiedyś tam był- ciągnęłam.
-Jak ty byłaś w parku, dowiedziałyśmy się, że jutro w kancelarii twojego ojczyma jest dzień otwarty, podzwoniłyśmy trochę i szkoła WestHigh jest umówiona na godzinę 10:00. Ja i Van wtopimy się w tłum uczniów i zakradniemy się do gabinetu twojego taty, który jest na 2 piętrze, koło schodów. Powinno pójść gładko.-Powiedziała Mandy drżąca z podniecenia.
-A ja co będę robić?-zapytałam.
-Ty będziesz na nas czekała w aucie obserwując czy coś się nie dzieje.-dodała Van
-Zgoda, oby się udało.-prosiłam Boga.

***
Ten wieczór był cieplejszy od poprzedniego. Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się za okno. Wiatr kołysał drzewami a na niebie nie było gwiazd. Myślałam o wszystkim, o Cece, która mnie zostawiła, o Justinie, którego olałam. Nie mogłam spać, weszłam na twittera ale nie mogłam nic pisać byłam ostrożna, każdy wiedział, że w ośrodku nie miałam dostępu do internetu, miałam tylko przemyconą komórkę z pustym kontem. Patrzyłam na twittera innych osób, osób zakochanych, osób ze złamanym sercem i osób, które tak bardzo kochają swoich idoli, że cały czas do nich spamują. Kiedyś też taka byłam-pomyślałam. Nie miałam problemów, żyłam jak chciałam, miałam pieniądze na wszystko, kochająca rodzinę. Wszystko prysło.
Weszłam na twittera Justina, jego ostatni tweet brzmiał:”Przepraszam za wszystko, nie chciałem zrobić niczego źle”. Poczułam, że jest to do mnie, nie mogłam bezczynnie siedzieć z założonymi rękoma. Napisałam mu smsa „To nie przez Ciebie :)”Czekałam na odpowiedz. Trwało to 30 minut a czułam jakby to były wieki.
-Mogę Cię wyciągnąć o 10:00 na śniadanie?-zadzwonił.
-Akurat o 10:00? a nie możemy troche później?-zapytałam zakłpotana
-No to jedenasta ok? Koło Santorini jest taka mała kawiarnia, tam się spotkamy?- zaproponował Justin
-Ok, to do jutra.-pożegnałam się. Nie mogłam mu odmówić, cały czas o nim myślałam. Czekaj czekaj Santorini? Tam pracuje mój ojczym.-powiedziałam głośno. Jak teraz zrobić, żeby dziewczyny się nie dowiedziały, że spotykam się z Justinem o 11:00, skoro akcję mamy budynek dalej o 10:00? muszę to jakoś pogodzić. Cieszyłam się na spotkanie z nim jak małe dziecko. Zbiegłam na dół cała w skowronkach.
-A tobie co się stało?- zapytała Mandy widząc jak promienieje.
-A nic się nie stało, ciesze się, że was mam- wcale nie skłamałam, bo naprawdę kochałam te dwie wariatki, ale faktycznie powód mojego zadowolenia był inny- spotkanie z Justinem. Nie chciałam mówić dziewczyną, mamy dużo na głowie i jeszcze Justin. Nie, nie powiem im, przynajmniej na razie.

***
-Zachowuj się naturalnie- powiedziała Mandy do Van wysiadając z auta.
-Dziewczyny tylko się spieszcie-oznajmiłam.
-Dlaczego, masz randkę?-zadrwiła Van
-Yyyy.. nieee.. po prostu chce mieć to już z głowy.-wybrnęłam z krępującej sytuacji.
Powinnam była im powiedzieć. Tyle dla mnie robią i tam się poświęcają, nie jestem dobrą przyjaciółką.

W SANTORINI, OCZAMI MANDY:
-musimy się wtopić w tłum, pamiętasz nasz plan?-zapytałam
-Oczywiście pamiętam, masz mnie za głupka?-zirytowała się Van.
-Dobra chodź, to jest to pomieszczenie. Wchodzimy-rozkazała Mandy
-Mam tu chyba ta szafka. Jest klucz. Zawijamy- szepnęła Van
-Co wy tu robicie?!?-poczułyśmy dreszcz na całym ciele.

OCZAMI ALICE:
O nie-pomyślałam- do budynku wchodzi Cece-moje serce waliło jak oszalałe, prawie zapomniałam,że uczy się w WestHigh. Schowałam się w aucie, żeby mnie nie zauważyła, ale ciekawość wygrała. Dawno jej nie widziałam, chciałam zobaczyć jak wygląda. Ciekawa byłam co robi, mimo tego, że mnie zostawiła, tęskniłam za nią. Moje gdybanie przerwał męski głos.
-Aliceeeee, Aliceee jesteś wcześniej?.- wołała moja randka. Cece się odwróciła. Justin biegł w moim kierunku. Co robić? Co robić? Nacisnęłam na pedał gazuu i odjechałam z piskiem opon zostawiając tam Cece, Mandy,Van i Justina, na którego twarzy malowała się pytająca mina...

________________________________________________________
Po pierwsze chciałam przeprosić, że niektóre linijki sa na białym tle, ale nie wiem co się dzieje i jak to usunąć.. ;c
Po drugie bardzo wszystkim dziekuję za miłe komentarze i za to, że czytacie. Naprawdę aż się uśmiecham do monitora widząc, że wam się podoba <3
Ten rozdział dedykuję @polly325 , której bardzo się blog podoba i napisała mi wiele ciepłych słów. Jeszcze raz dziękuję <3
Nowy rozdział = 15 komentarzy :)
czytasz=komentujesz.
Ps. Jutro wyjeżdżam do Włoch na tydzień. raczej nie bd miała dostępu do internetu więc nie dodam rozdziału. Jeżeli jak wrócę będzie dużo komentarzy to dodam od razu dwa :)
No to tyle. Love U

xoxo









ROZDZIAŁ TRZECI♥


Stałam tak wryta około dziesięć minut, byłam w szoku... na pierwszej stronie, było napisane, że Britney Spears ogoliła głowę na łyso. Jak ona mogła to zrobić drugi raz?- pomyślałam, ruszając w kierunku domu. Nadal trzymałam gazetę przed sobą, oglądając zdjęcie.
-Przepraszam- powiedziałam wpadając na nieznajomą postać.
-Nic się nie stało, to ja przepraszam, jestem już zmęczony i nie widzę jak chodzę- powiedział chłopak.
-Ja też miałam ciężki dzień-oznajmiłam spuszczając głowę
Minęliśmy siebie i każdy poszedł wzdłuż innej alejki. To było on- pomyślałam. To właściciel tych samych czekoladowych oczu, które widziałam dzisiaj rano, leżąc na chodniku. Pewna siebie zawróciłam, zaczęłam biec w kierunku alejki, którą podążał chłopak.
-Co ty sobie, myślisz? Że możesz potrącać każdego a potem uciekać?-wykrzyczałam w jego plecy, popychając go z całej siły. Chłopak się przewrócił, kaptur i czapka spadły mu z z głowy. Ogolona Britney to pikuś z tym co właśnie zobaczyłam. Patrzyłam na leżącego Justina Bieber'a. To on potrącił mnie autem- wołałam w myślach.
-Aaaauuuu, moje plecy. Ale ty masz siły- powiedział wstając obolały.
-To jakiś prezent na urodziny czy coś? Jesteśmy w 'mamy cię'?Ktoś zaraz wyskoczy z krzaków z kamerą?-Otworzyłam oczy i usta tak szeroko jak się tylko dało.
-Przepraszam, że dzisiaj uciekłem ale bałem się, że ktoś nam zrobi zdjęcie i wylądujemy w gazecie. Wszystkiego Najlepszego, to raczej nie są najlepsze urodziny w historii- tłumaczył się
-Myślisz, że jak jesteś sławny to wszystko ujdzie Ci na sucho?zachowałeś się jak dupek i myślałeś tylko o sobie i o swojej sławie,a jakby mi się coś stało?-krzyczałam. W sumie z drugiej strony  miał rację, rozgłos dla mnie też nie byłby dobry .
-Usiądziesz? Chciałem z Tobą porozmawiać, wszystko Ci wyjaśnić, może jeszcze sprawie, że te urodziny staną się lepsze- powiedział wskazując ławkę obok nas.
-Dobra masz pięć minut, mam nadzieje, że z ławki mnie nie zrzucisz, jestem już dość poturbowana.
Justin tłumaczył się i przepraszał mnie cały czas. W końcu przyjęłam przeprosiny. Tłumaczył mi, że ma tutaj nie daleko domek, o którym nikt nie wie, prosił mnie o dyskrecję. Siedzieliśmy na ławce, dużo rozmawialiśmy, ale nie o swoich problemach raczej o otoczeniu . Było już parę minut po 00:00 a moje urodziny dobiegły końca. Justin odprowadził mnie kawałek i poszedł w swoją stronę. W dalszym ciągu byłam w szoku. Ten dzień był najdziwniejszym ale zarazem najlepszym w moim życiu.

***
W domu dziewczyny czekały na mnie z tortem urodzinowym. Po złożeniu życzeń i paru kieliszkach szampana, leżałyśmy nieruchomo na kanapie.
-Jak było na spacerze- przerwała cisze Mandy.
-Nic ciekawego się nie wydarzyło, las, ławki, aleja i ja.-skłamałam. Miałyśmy dość na głowie. Nawet nie wiedziałam czy mi uwierzą .

***
Następnego ranka było spokojnie. Po śniadaniu usiadłyśmy na obmyślaniu planu.
-Co zrobisz?-zapytała Van
-Nie wiem, muszę się dostać do mojego domu, trochę poszperać, myślę, że mój ojczym maczał w tym palce.-odpowiedziałam podniecona.
-Jak to zrobimy?-zapytała Mandy.
Wzięłam słuchawkę do ręki, zadzwoniłam do pracy mojej mamy i dowiedziałam się, że wyjechała w delegację na dwa tygodnie. Teraz tylko dowiedzieć się w jakich godzinach pracuję John-mój ojczym, ale z tym nie było problemu.

***
John zawsze wydawał mi się podejrzany ale matka nie chciała mnie słuchać. Po prostu źle mu z oczu patrzyło. Był to człowiek interesu, całymi dniami siedział w biurze albo jeździł w te swoje delegację. Przy nim mama też zaczęła więcej pracować i wyjeżdżać. John i Lilly pobrali się rok temu. John udawał miłego ale wiedziałam, że coś się za tym kryje tak jak teraz wiem, że on ma coś wspólnego z całą tą sprawą z psychiatrykiem.

***
-Widzisz coś?-zapytałam Van, która czatowała przy lornetce, obserwując mój rodzinny dom w LA.
-Właśnie wychodzi, czekajcie, możemy iść- szepnęła Van chowając lornetkę do torby.
Weszłyśmy do domu, a ja się zastanawiałam czy już wszyscy się zorientowali, że uciekłyśmy i czy ojczym już wie. Musiałyśmy działać szybko. Weszłam do swojego pokoju zabrałam parę rzeczy ale tak, żeby nie było widać, że tu byłam. Drzwi od gabinetu ojczyma były zamknięte.
-ZAMKNIĘTE – krzyknęłam jakbym myślała, że to sprawi, że się otowrzą- tam na pewno są odpowiedzi do moich pytań!
-Zdobędziemy klucz, nie martw się- przytuliła mnie Mandy.
W Mandy cudowne było to, że w przeciwieństwie do Van była wielką optymistką, nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Była w stanie zdobyć wszystko i odkryć każda prawdę.
-Coś mam-powiedziała Van
-Co to?-zapytała Mandy
-To jest termin spotkania z dyrektorem Perkins'em. Dzisiaj o 16:30 w Middlebowl.-oznajmiłam.
-Gdzie to jest?-zapytała Van
-Ja wiem, chodźcie, mamy mało czasu.-zakończyłam.

***
Pod domem w Royal zadzwonił telefon.
-Halo?-zapytałam
-Cześć to ja Justin, miałabyś może ochotę spotkać się na kawę o 16:30? Akurat mam wolne, później nagrywam płytę. Chciałem Ci wszystko wynagrodzić.
Odeszłam od dziewczyn, żeby się nie słyszały co mówię.
-Kurde.. Bardzo chętnie ale mam inne plany..może innym razem- odpowiedziałam. Było mi głupio. Chciałam się z nim spotkać, wczoraj tak dobrze nam się rozmawiało ale musiałam śledzić mojego ojczyma.
-Ok nie ma spawy pa.-uciął moje przemyślenia
-Przepraszam, Pa.-powiedziałam już do pustej słuchawki.

OCZAMI JUSTINA:
Po co ja się tak wygłupiłem? Po pierwsze potraciłem ja autem, po drugie wpadłem na nią w parku, dlaczego miałaby chcieć się ze mną spotkać? .
-Haloo?Jednak się zdecydowałaś?-powiedziałem z uśmiechem na twarzy do słuchawki telefonu, który właśnie zadzwonił.
-Coo? Halo Justin tu John, ona uciekła...- oznajmił. Przeszedł mnie dreszcz, a uśmiech znikł z twarzy...

OCZAMI ALICE:
Dziewczyny ruszajcie się musimy jeszcze tam dojechać a jest już późno- powiedziałam
-Idziemy już-oznajmiły, wsiadając do auta.
Middlebowl był niedaleko. Był to średniej wielkości bar, pełno było w nim ozdób i parawanów, dlatego z łatwością ukryłyśmy się w środku czekając na Johna i Dr. Perkinsa.
-O idzie John..-powiedziałam
-I ten oblech Perkins-urwała mi Mandy
Siedziałyśmy cicho wsłuchując się w to co mówią.
-Co zrobisz z tym, że Alice uciekła?-zapytał się John
-Obiecuję ją znaleźć, moi ludzie już jej szukają, daleko na pewno nie wyjechała, nie miałaby za co.-skomentował Perkins
-Lepiej Ci radzę, znajdź ją, nie za to Ci płacę grube tysiące.-powiedział John
-Nie ty mi płacisz tylko Justin-Odpowiedział ironicznie Perkins.
-Dla Ciebie to jest śmieszne? To moja zasługa, że w ogóle masz tę kasę więc bierz dupę w kroki i znajdź Alice. Przypominam Ci, że jak pozna prawdę to wszystko stracimy. Ty i ja pójdziemy na dno.-tymi słowami John zakończył rozmowę i wyszedł, Perkins zrobił to samo.
Siedziałyśmy w bezruchu z otwartymi buziami i wytrzeszczonymi oczami..


_______________________________________________________
Wiem, że trochę szybko dodaje, ale miałam już gotowy i nie mogłam się powstrzymać:)
Średnio podoba mi się ten rozdział, no ale trudno.
Czytasz=komentujesz.
Nowy rozdział za 10komentarzy <3
Dziękuję wszystkim, którzy czytają i komentują. Love u
Ps jeżeli pojawi się białe tło, to przepraszam, bo nie wiem co zrobić, żeby tak nie było ;c
xoxo


  



poniedziałek, 25 czerwca 2012

ROZDZIAŁ DRUGI♥


Nagle usłyszałam głosy, z bólem obróciłam głowę, była to grupka osób idąca w naszą stronę.
-Nic Ci nie jest? przepraszam, chyba nikt nas nie widział?muszę lecieć, wynagrodzę Ci to, jeszcze raz przepraszam- powiedziała zakapturzona postać, była bardzo zdenerwowana. Wkroczyła do limuzyny i odjechała.
-Co za dupek-powiedziałam wstając z ziemi.
Na szczęście auto nie jechało szybko i tylko lekko się poturbowałam. Mandy i Van stały jak wryte.
-Co to było?Jak się czujesz..?-zapytała Mandy
-Nic mi nie jest-urwałam- macie pieniądze?
-Mamy-odpowiedziały, po czym ruszyliśmy w stronę Royal.

***
Jadąc autobusem w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy. Miałam natłok myśli. Moja matka z ojczymem zamknęła mnie w ośrodku, z którego właśnie uciekłam z dwiema przyjaciółkami, które znałam od 3 miesięcy. Nie mam planu działania, nie wiem co robić by odkryć prawdę i jeszcze ktoś potrąca mnie samochodem po czym ucieka? Gdzie tu sens.- pytałam sama siebie

***
-Udało się, mamy pieniądze, mamy gdzie spać, jesteśmy wolne, co teraz?- zapytała Van
-Dobre pytanie... Alice?- podkreśliła Mandy
-Później obmyślimy plan, musimy się przespać, dużo wrażeń za nami.- powiedziałam,rozkazująco. Wszystkie położyłyśmy się do łóżek.

***
W domku w Royal były trzy sypialnie i jeden salon. Łazienki były dwie. Jedna w moim pokoju a druga na korytarzu. W garażu stał czerwony mini cooper, który dostałam od taty na 16 urodziny. Dom był w stylu vintage. Wszędzie pastelowe kolory, czułam się tam bezpiecznie i spokojnie. Jak tata jeszcze żył, była to nasz kryjówka przed mamą. Tak kocham mamę ale czasami nie rozumiem jej postępowania. Nigdy mi nie wierzyła, a przecież nie naruszyłam jej zaufania. Nie wierzyła mi gdy mówiłam, że nic mi nie jest, że jestem zdrowa i nie chce iść do ośrodka. Mówiła, że tak będzie lepiej. Była to kobieta, z pozoru twarda i samodzielna ale tak naprawdę bała się czegoś. Żyła jakby coś ukrywała, wtedy jeszcze nie wiedziałam co..

***
Nie mogłam zasnąć ciągle myślałam o tych czekoladowych oczach, zastanawiając się kto to był i dlaczego uciekł. Musiał być to ktoś dziany, żeby jeździć taką bryką. Z rozmyśleń wyrwała mnie Mandy..
-O czym myślisz?-zapytała
-Może wyda Ci się to głupie ale chłopaku, który mnie potrącił..Ciekawe, kto to był, musiał być bogaty skoro jeździ takim autem..-odpowiedziałam
-Przypominam, że on uciekł i już się tego nie dowiesz, a tak w ogóle skąd wiesz, że był to chłopak? Tak pewnie był sławny- zadrwiła ze mnie Mandy
-Tak to był od razu Justin Bieber. To jest LA baby tu każdy ma kasę.- zaśmiała się Van. Pierwszy raz w życiu przy mnie się śmiała. To co powiedziałam musiało być śmieszne skoro największa depresantka świata się zaśmiała.
-Dobra przestańcie, musimy się skupić na czymś innym.-urwałam chichoty
-Wyluzuj Alice. Jutro zajmiemy się obmyślaniem planu. Dzisiaj musimy iść do sklepu po jedzenie i ciuchy, chyba cały czas nie chcesz chodzić w tym- pokazała na dziurawą bluzę po wypadku.
-Dobra.-zakończyłam temat.

***
Kupiłyśmy potrzebne rzeczy. Wróciłyśmy do domu. Mandy zabrała się za szykowanie kolacji. Van była pod prysznicem, a ja oglądałam telewizję. Starałam się wyciszyć i nie myśleć o niczym, bolało mnie biodro od stuknięcia z samochodem.
-Kolacja gotowa- krzyknęła Mandy.
-Idziemy-zawołałyśmy chórkiem z Van.
Na kolacji śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy, nie myślałyśmy o problemach. Było cudownie.

***
Mieszkałam w pięknej okolicy, było tu mało domów, i można było zaczerpnąć prywatności od zgiełku LA. To miejsce było wymarzoną odskocznią od codzienności. Postanowiłam się przejść po kolacji, dziewczyny zostały w domu, oglądały jakiś film. Chodziłam po alejkach, wsłuchując się w ciszę tego miejsca, było ono magiczne, zawsze przychodziłam tu z problemami. Wiał silny wiatr. Była już 22:54. Nagle do stóp przywiało mi wydanie dzisiejszej Hollywood Life. Podniosłam gazetę, z ciekawości spojrzałam na pierwsza stronę i zamarłam..

_________________________________________________________
Tak w jeden dzień napisałam prolog i dwa rozdziały, ale co tam. Mam nadzieje, że się podoba. Piszcie co o tym sądzicie:)
Jeżeli chcesz być powiadamiany/ana zostaw namiary na siebie.
Ten rozdział dedykuję mojej kochanej Paulinie @Belieber_9431 I <3 U

xoxo






ROZDZIAŁ PIERWSZY♥

Nazywam się Alice, mam 17lat i mieszkam w LA. Wiodłam normalne życie,słuchałam muzyki, miałam swoich idoli, tweetowałam, spotykałam się z Cece- moją przyjaciółką . Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, ze od trzech miesięcy jestem zamknięta w zakładzie dla nastolatek z problemami. Taki mini psychiatryk. Co mi dolega? Właśnie w tym 'problem' że nic. Na początku uważałam, że znalazłam się tutaj przez przypadek, błąd mojej matki i mojego ojczyma. Po pewnym czasie zaczęłam kojarzyć fakty i wiem, że mnie wrobiono. Ktoś chciał, żebym się tutaj znalazła, ale w jakim celu?

***
Mandy i Van właśnie otwierały ostatnie drzwi. Drzwi, które dzieliły mnie z prawdą i wolnością.
-Szybko- szepnęła Mandy
-Ktoś idzie- powiedziałam i od razu pociągnęłam przyjaciółki za filar.
-Jest tam ktoś?haaalo?-wołał tajemniczy głos.

***
Mandy i Van są moimi najlepszymi przyjaciółkami, co prawda znam je tylko 3 miesiące ale pomogły mi przetrwać ten okres, który spędziłam w tym 'więzieniu'. Same siedzą tutaj od ponad roku, więc wiedzą co i jak. W sumie nigdy nie wiedziałam co im dolega, dla mnie wyglądały normalnie. Nooo dobra Van to była największą pesymistka jaką znam ale Mandy była zawsze uśmiechnięta i pomocna. Pewnego wieczoru obmyśliłyśmy plan jak uciec z tego wariatkowa. Mandy zdobyła kartę otwierającą drzwi w każdym pomieszczeniu. Taką kartę ma a raczej miała tylko jedna osoba a mianowicie największy zboczeniec, którego znam- Dyrektor zakładu Dr Perkins. A więc Mandy musiała się trochę nagimnastykować, żeby ją zdobyć. Van sprawiła, że wszystkie kamery zostały wyłączone na czas akcji. Jak to zrobiła nie wiem i wole nie pytać. Kocham Van ale jej niektóre pomysły i sposób realizacji mnie przerażał. Wszystko było przygotowane, miałyśmy prysnąć 24.06 o godzinie 05:00 rano. To miał być mój prezent urodzinowy, prezent, który miał być najwspanialszy na świecie- wolność.

***
-Uff, było blisko-powiedziała Mandy, biegnąc przed siebie.
-Jesteśmy WOOOOOLNE- krzyknęłam, gdy znalazłyśmy się na bezpiecznym terenie.
-A już myślałam, ze nam się nie uda- zaprognozowała Van
-Van ty pesymistko- powiedziałyśmy chórkiem z Mandy.
-Nie mogę uwierzyć, jesteśmy wolne.-krzyczała Mandy obracając się wokół własnej osi z rozłożonymi rękoma łapiącymi krople deszczu.
-Teraz musimy jakoś się dostać do Royal.-oznajmiłam dziewczyną. Zapomniałyśmy, o zorganizowaniu transportu, jest piąta rano i nie wiem czy będzie jakiś bus. Royal to małe miasteczko niedaleko LA. Gdy mój tata jeszcze żył wybudował mi tam dom i odpowiednio go zaopatrzył. Nic nie powiedziałam o tym matce. Chciałam mieć swoją ostoję i swój azyl. Właśnie teraz się przyda. Zostanie on domem moim, Mandy i Van. To najbezpieczniejsza kryjówka.
-Musimy jeszcze zahaczyć o skrytkę w LocalBank, wiecie, nie mamy pieniędzy- powiedziała Mandy
-Jasne, zapomniałam, tylko nie może nas nikt zobaczyć.-rzuciła Van i ruszyłyśmy przed siebie, w poszukiwaniu jakiegoś przystanku autobusowego.

***
Mandy ma bogatych rodziców, nigdy nie mówiła, dlaczego znalazła się w ośrodku, a ja nigdy na nią nie naciskałam. W skrytce bankowej w LocalBank ma ukrytą pokaźną sumkę pieniędzy, która wystarczy nam na jakiś czas. Później będziemy kombinować co dalej. Wiem jedno, muszę znaleźć tego, kto mnie wrobił i dlaczego to zrobił. Muszę poznać prawdę a dziewczyny mi w tym pomogą w sumie jak stwierdziły nie mają nic lepszego do roboty.

***
-No w końcu jest!-krzyknęłam gdy nadjechał autobus.
-Wsiadamy dziewczyny-zawołała Mandy wchodząc do autobusu.
Miałyśmy na sobie bluzy z kapturami i starałyśmy się nie rzucać w oczy, nie wygłupiałyśmy się nie hałasowałyśmy, po prostu skupiłyśmy się na tym, żeby jak najszybciej dojechać do LocalBank.
-Piiiiiiii- autobus oznajmił, że dojechaliśmy.
-Mandy idź sama z Van, ja tu poczekam, tylko się spieszcie- rzuciłam w stronę dziewczyn które już wędrowały szybkim krokiem w stronę drzwi. Chciałam pobyć chwilę sama, nałożyłam słuchawki na uszy i puściłam muzykę. Musiałam się odstresować i pomyśleć co dalej robić, jak to rozegrać

***
Był deszczowy poranek, zegarek pokazywał 06:13, na ulicach było mało ludzi. Wszystko były szare a krople deszczu odbijały się od maski nadjeżdżającej czarnej limuzyny..

***
-Alice uważaj- krzyknęły Mandy i Van. To było ostatnie co udało się mi usłyszeć przed tym jak wjechała we mnie czarna limuzyna, wylądowałam na chodniku, asekurując się rękami. Widziałam tylko jak dziewczyny podbiegają i jak z limuzyny wychodzi zakapturzona postać ze strachem w swoich czekoladowych oczach....

____________________________________________________________
No to mamy pierwszy rozdział. Podoba wam się?
Jeżeli czytacie to piszcie komentarz, nawet jeżeli wam się nie podoba ;)
Przepraszam za wszystkie błędy. Jeżeli masz jakieś pytania to pisz @Dzowit
jeżeli chcesz być powiadamiana(powiadamiany) zostaw w komentarzu twittera, e-mail czy nr gadu.
xoxo









PROLOG♥


Nie umiałam zasnąć, deszcz bębnił w parapet jakby chciał mnie celowo zdenerwować. Przewracałam się z boku na bok, patrzyłam co chwilę na zegarek w telefonie. Była 01:45 w nocy. Nie mogłam doczekać się 5:00. Wtedy miało się wszystko zmienić. Miałam w końcu zaznać wolności. Tam gdzie teraz przebywałam nie było wesoło, nie było nawet miło. Wszystko w około było takie samo. Wszyscy byli tacy sami, jak klony,które nie mają w sobie życia. Zawsze myślałam, że trafiłam tu przypadkiem, przez pomyłkę. Teraz wiem, że był to podstęp. Muszę znaleźć osobę, która mi to zrobiła. Tak o 5:00 wszystko się zmieni..wszystko jest już przygotowane.
xoxo

BOHATEROWIE i kilka słów wstępu ♥

uff a więc tak. Szukałam zajebistego zdjęcia jakiejś ładnej dziewczyny do mojego opowiadania ale jak na złość żadne zdjęcie mi nie pasowało. Więc pomyślałam, że wpłynę troszkę na wasza wyobraźnię i nie będę wstawiała zdjęć. A tak btw. tak to będzie opowiadanie haha. Tak więc bohaterów będzie wielu, dowiecie się o nich coś więcej z biegiem czasu( i rozdziałów).Mogę wam zdradzić, że w opowiadaniu znaczącą rolę będzie miał Justin Bieber. A więc zapraszam wszystkich do czytania i komentowania to będzie dla mnie bardzo ważne. Więc let's do it.


AddThis