Nazywam się Alice, mam 17lat i
mieszkam w LA. Wiodłam normalne życie,słuchałam muzyki, miałam
swoich idoli, tweetowałam, spotykałam się z Cece- moją
przyjaciółką . Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, ze od trzech
miesięcy jestem zamknięta w zakładzie dla nastolatek z problemami.
Taki mini psychiatryk. Co mi dolega? Właśnie w tym 'problem' że
nic. Na początku uważałam, że znalazłam się tutaj przez
przypadek, błąd mojej matki i mojego ojczyma. Po pewnym czasie
zaczęłam kojarzyć fakty i wiem, że mnie wrobiono. Ktoś chciał,
żebym się tutaj znalazła, ale w jakim celu?
***
Mandy i Van właśnie otwierały
ostatnie drzwi. Drzwi, które dzieliły mnie z prawdą i wolnością.
-Szybko- szepnęła Mandy
-Ktoś idzie- powiedziałam i od razu
pociągnęłam przyjaciółki za filar.
-Jest tam ktoś?haaalo?-wołał
tajemniczy głos.
***
Mandy i Van są moimi najlepszymi
przyjaciółkami, co prawda znam je tylko 3 miesiące ale pomogły mi
przetrwać ten okres, który spędziłam w tym 'więzieniu'. Same
siedzą tutaj od ponad roku, więc wiedzą co i jak. W sumie nigdy
nie wiedziałam co im dolega, dla mnie wyglądały normalnie. Nooo
dobra Van to była największą pesymistka jaką znam ale Mandy była
zawsze uśmiechnięta i pomocna. Pewnego wieczoru obmyśliłyśmy
plan jak uciec z tego wariatkowa. Mandy zdobyła kartę otwierającą
drzwi w każdym pomieszczeniu. Taką kartę ma a raczej miała tylko
jedna osoba a mianowicie największy zboczeniec, którego znam-
Dyrektor zakładu Dr Perkins. A więc Mandy musiała się trochę
nagimnastykować, żeby ją zdobyć. Van sprawiła, że wszystkie
kamery zostały wyłączone na czas akcji. Jak to zrobiła nie wiem i
wole nie pytać. Kocham Van ale jej niektóre pomysły i sposób
realizacji mnie przerażał. Wszystko było przygotowane, miałyśmy
prysnąć 24.06 o godzinie 05:00 rano. To miał być mój prezent
urodzinowy, prezent, który miał być najwspanialszy na świecie-
wolność.
***
-Uff, było blisko-powiedziała Mandy,
biegnąc przed siebie.
-Jesteśmy WOOOOOLNE- krzyknęłam, gdy
znalazłyśmy się na bezpiecznym terenie.
-A już myślałam, ze nam się nie
uda- zaprognozowała Van
-Van ty pesymistko- powiedziałyśmy
chórkiem z Mandy.
-Nie mogę uwierzyć, jesteśmy
wolne.-krzyczała Mandy obracając się wokół własnej osi z
rozłożonymi rękoma łapiącymi krople deszczu.
-Teraz musimy jakoś się dostać do
Royal.-oznajmiłam dziewczyną. Zapomniałyśmy, o zorganizowaniu
transportu, jest piąta rano i nie wiem czy będzie jakiś bus. Royal
to małe miasteczko niedaleko LA. Gdy mój tata jeszcze żył
wybudował mi tam dom i odpowiednio go zaopatrzył. Nic nie
powiedziałam o tym matce. Chciałam mieć swoją ostoję i swój
azyl. Właśnie teraz się przyda. Zostanie on domem moim, Mandy i
Van. To najbezpieczniejsza kryjówka.
-Musimy jeszcze zahaczyć o skrytkę w
LocalBank, wiecie, nie mamy pieniędzy- powiedziała Mandy
-Jasne, zapomniałam, tylko nie może
nas nikt zobaczyć.-rzuciła Van i ruszyłyśmy przed siebie, w
poszukiwaniu jakiegoś przystanku autobusowego.
***
Mandy ma bogatych rodziców, nigdy nie
mówiła, dlaczego znalazła się w ośrodku, a ja nigdy na nią nie
naciskałam. W skrytce bankowej w LocalBank ma ukrytą pokaźną
sumkę pieniędzy, która wystarczy nam na jakiś czas. Później
będziemy kombinować co dalej. Wiem jedno, muszę znaleźć tego,
kto mnie wrobił i dlaczego to zrobił. Muszę poznać prawdę a
dziewczyny mi w tym pomogą w sumie jak stwierdziły nie mają nic
lepszego do roboty.
***
-No w końcu jest!-krzyknęłam gdy
nadjechał autobus.
-Wsiadamy dziewczyny-zawołała Mandy
wchodząc do autobusu.
Miałyśmy na sobie bluzy z kapturami i
starałyśmy się nie rzucać w oczy, nie wygłupiałyśmy się nie
hałasowałyśmy, po prostu skupiłyśmy się na tym, żeby jak
najszybciej dojechać do LocalBank.
-Piiiiiiii- autobus oznajmił, że
dojechaliśmy.
-Mandy idź sama z Van, ja tu poczekam,
tylko się spieszcie- rzuciłam w stronę dziewczyn które już
wędrowały szybkim krokiem w stronę drzwi. Chciałam pobyć chwilę
sama, nałożyłam słuchawki na uszy i puściłam muzykę. Musiałam
się odstresować i pomyśleć co dalej robić, jak to rozegrać
***
Był deszczowy poranek, zegarek
pokazywał 06:13, na ulicach było mało ludzi. Wszystko były szare a
krople deszczu odbijały się od maski nadjeżdżającej czarnej
limuzyny..
***
-Alice uważaj- krzyknęły Mandy i
Van. To było ostatnie co udało się mi usłyszeć przed tym jak
wjechała we mnie czarna limuzyna, wylądowałam na chodniku,
asekurując się rękami. Widziałam tylko jak dziewczyny podbiegają
i jak z limuzyny wychodzi zakapturzona postać ze strachem w swoich
czekoladowych oczach....
____________________________________________________________
No to mamy pierwszy rozdział. Podoba wam się?
Jeżeli czytacie to piszcie komentarz, nawet jeżeli wam się nie podoba ;)
Przepraszam za wszystkie błędy. Jeżeli masz jakieś pytania to pisz @Dzowit
jeżeli chcesz być powiadamiana(powiadamiany) zostaw w komentarzu twittera, e-mail czy nr gadu.
xoxo
Bardzo tajemniczo z początku ale potem JB <3 coś czuję tu miłość ;)
OdpowiedzUsuńA więc Ty moja najwspanialsza dziewczyno na całym świecie...twój blog zapowiada się bardzo ciekawie i oczywiście czekam a niecierpliwością na NN !!! <3 @Belieber_9431
OdpowiedzUsuńno kogo ja tu widzę. Czekam na następne cześci
OdpowiedzUsuń@Mrs.Cranberyy
Podoba mi się :) Lece czytać drugi rozdział :)
OdpowiedzUsuńbardzo interesujący pierwszy rozdział, zwłaszcza prolog, zachęca do czytania dalej, podobają mi się dwuznaczne podteksty:D
OdpowiedzUsuńWow genialny pomysł :) Z tą ucieczką z psychiatryka i tym wypadkiem. Lecę czytać dalej :))Nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie jb-different-story.blogspot.com
Pozdrawiam :)
Jestes Zajebista ! :* Okropnie mnie ciekawi co i jak i z kim xd Zapraszam do mnie http://onedirectionopowiadanieee.blogspot.com/ ;*
OdpowiedzUsuńSUPER ! *.*
OdpowiedzUsuńJesteś genialna :D
OdpowiedzUsuń