Jechałam przed siebie, czułam jak adrenalina wypełnia każdy
kawałek mojego mózgu. Nie wiedziałam co robić. Spanikowałam. Zostawiłam tam
dziewczyny, a jeżeli coś poszło źle? Coś poszło nie tak? No i jak ja się
wytłumaczę Justinowi?
-Zawracam- powiedziałam sama do siebie i zrobiłam zawrót o
180stopni.W SANTORINI.OCZAMI VAN:
-Yyy my się zgubiłyśmy, myślałyśmy, że tu jest nasza grupa-
powiedziała zalotnie Mandy, bawiąc się wisiorkiem, który spoczywał na wielkim
dekolcie. Co jak co ale flirtować to ona potrafiła. Umiała każdego chłopaka
owinąć wokół palca- pomyślałam
-Jak widać tu nikogo nie ma- rzucił dobrze nam znany John
gapiąc się na piersi Mandy.-W takim razie przepraszamy za pomyłkę, już wychodzimy-powiedziałam grzecznie Mandy.
-Czekajcie, ja wiem co wy tu robiłyście!- krzyknął ojczym Alice gdy już miałyśmy wychodzić. Przeszły mnie ciarki. Cały plan mógł się zawalić, nie mogłyśmy zawieść Alice. Już byłyśmy tak blisko, żeby uciec z kluczem.
-Chciałyście wykraść pytania na konkurs, ten który odbędzie się za godzinę w małej auli i nie zgrywajcie głupich.-powiedział. -Zaraz pójdę do waszej Pani wszystko jej powiem, podajcie mi nazwiska!-ciągnął.
-Przepraszamy, proszę nie mówić nauczycielce. Nie weźmiemy udziału w konkursie, już wychodzimy- Powiedziałam błagalnym tonem.
Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście nie domyślił się o co tak naprawdę chodziło.
-Dobra, ale zmykaj już stąd- oznajmił dalej wpatrzony w dekolt Mandy
Zabierałyśmy się do wyjścia. Mandy opuszczała pomieszczenie.
-Ty nie-wskazał na Mandy.-ona idzie, ty zostajesz.-powiedział parszywym tonem.
-Poradzę sobie, idź, zaufaj mi- szepnęła do mnie tak cicho, że ledwo ja słyszałam.
Wyszłam z pokoju, zaufałam jej.
Mandy była moją przyjaciółka od samego początku pobytu w
ośrodku. Uzupełniałyśmy się. Ona wesoła i pełna życia, a ja raczej na odwrót.
Lubiłam z nią przebywać. Świat przy niej wydawał się mniej parszywy niż jest w
rzeczywistości. Odkąd moi rodzice i brat zginęli w pożarze nic już nie było
takie samo. Nie mogłam pogodzić się z ich śmiercią i babcia u której
zamieszkałam wysłała mnie do ośrodka. Sądziła, że to mi pomoże. Nie pomagało. Tylko
dzięki Mandy wstawałam z łóżka. Była taka piękna, pewna siebie i przebojowa ale
przy tym nie była arogancka, wścibska czy nie miła Bardzo mi imponowała, miała
wszystkie te cechy, które ja zawsze chciałam mieć. Alice poznałam trzy miesiące
temu. Była zagubiona i zdystansowana. Nie rozumiała co jej się przydarzyło i
dlaczego tu trafiła. Próbowałyśmy ją przekonać, że ma pewnie jakiś problem bo
nikt tutaj nie trafia bez przyczyny. Jednak przekonała nas, że jej się to
przydarzyło, że ktoś popełnił wielki błąd. Pragnęła swojego dawnego życia jak
niczego innego. Spędziłyśmy wiele godzin na rozmowach o wszystkim. Gdy
poznałyśmy bliżej Alice, stała się bardzo otwartą i przyjazną osobą jednak o
jednej rzeczy nie chciała rozmawiać. Śmierć taty była dla niej tematem tabu tak
jak sex dla nastolatek albo Lord Voldemord dla świata czarodziejów. Mimo wielu
tajemnic i różnicy charakterów bardzo się kochałyśmy i wspierałyśmy. Na dobre i
na złe- na zawsze razem.
OCZAMI MANDY:
-Taaaak, o co chodzi?-zapytałam sztucznym zdziwieniem
-Ty już wiesz ślicznotko o co, nie powiem waszej nauczycielce
co tu robiłyście ale musisz tez coś dla mnie zrobić- powiedział pewny siebie
John
-Może to?- Podeszłam zalotnie do niego, rozpięłam guzik w
mojej koszuli przez co jeszcze bardzie było mi widać piersi. Jedną ręką
błądziłam po swoim ciele a drugą po jego torsie. Odpięłam mu guzik w spodniach.
On z podniecenia zamknął oczy, wtedy wzięłam wielki zamach i kopnęłam go prosto
w kroczę. John pochylił jęcząc z bólu.
-Dopadnę Cię mała zdziro- krzyczał.
-Na razie zboczeńcu.- rzuciłam uciekając.- bieeegnij-
krzyczałam do Van ciągnąc ją za rękę w stronę schodów w dół.
OCZAMI ALICE:
-Ruuuszaj do cholery- wysapała zdyszana Mandy.
-Co się stało? Macie klucz?-zapytałam, drżącym głosem.
-Mamy, ale spotkałyśmy Johna, było gorąco. Lepiej już
ruszajmy, zanim ktoś się skapnie co tu jest grane.-wydusiła z siebie Van.
Pojechałyśmy prosto do mojego rodzinnego domu. 15 minut stąd.
Mandy i Van opowiedziały mi co się działo w biurze mojego ojczyma.
-Co za łajdak- powiedziałam trzaskając drzwiami od samochodu.
-On i Perkins są siebie warci-oznajmiła Mandy krzywiąc się
znacząco.
Chciałyśmy się dowiedzieć co skrywa ojczym za drzwiami do
gabinetu. Tam muszą być odpowiedzi do pytań, które kłębiły mi się w głowie, pytań,
które spędzały mi sen z powiek. Czułam narastające podniecenie, takie samo
jak wtedy kiedy tata wziął mnie do
wesołego miasteczka i oznajmił, że mogę jeździć na wszystkich karuzelach na
jakich tylko mam ochotę.
***
-Nie pasuje-prawie wypłakałam te słowa.
-Jak to nie pasuje, tylko ten klucz tam był-powiedziała Mandy
łapiąc się za głowę.
-I wszystko na marne? Cały wysiłek? Jesteśmy już spalone John
nas widział.-wydukała Van, nerwowo chodząc w kółko. I to wszystko na nic? NA
NIC?-ciągnęła obracając klucz w palcach.
***
Czemu wszystko idzie nie tak jak trzeba? Justin nie odbiera
ode mnie telefonów, nie odpisuje-myślałam, siedząc w parku na ławce. Ta
sytuacja mnie przerastała. Myślałam, że dam radę. Jeszcze miesiąc temu byłam
pełna determinacji i zapału. Mogłam góry przenosić, byłam pewna swoich racji i
swojego miejsca w społeczeństwie. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć
prawdy, którą przede mną ukrywano. Codziennie dziękujowałam Bogu, że mam Mandy
i Van. Gdyby nie one naprawdę bym zwariowała. Teraz dość, że mam na głowię
mojego ojczyma, Perkinsa, to jeszcze do tej grupy dołączył Justin. Niby zwykły
chłopak ale jednak nie do końca. Sam jego uśmiech podtrzymywał na duchu, a jego
oczy mówiły, wszystko będzie dobrze, świat jest twój - tylko sięgnij po niego.
Przy nim wszystko miało sens, świat wydawał się inny. Nawet ten zawsze piękny
park bez niego nie był już tak piękny.
-Alice.-ktoś zawołał zza krzaków
-Halo, kto tu jest?-zapytałam.
-To ja Justin.-powiedział obojętnym tonem.
-Przepraszam Cię, że tak odjechałam i Cię zlekceważyłam,
miałam coś do załatwienia.
-Alice, co ty przede mną ukrywasz? Co się dzieje? Możesz mi
powiedzieć- zapewniał
Nie mogę mu powiedzieć, że uciekłam z wariatkowa, mój ojczym
mnie tam wpakował bo ma w tym jakiś interes, a żeby się tego dowiedzieć
wkradłyśmy się do jego biura po klucz, który okazał się lipny.
-Wiesz to miasto przywołuje wspomnienia i kiedy tak czekałam
na Ciebie pod kawiarnią, zobaczyłam starą przyjaciółkę i nie chciałam, żeby
mnie zobaczyła więc musiałam odjechać- po części mówiłam prawdę.
-Na pewno taki jest powód? A nie taki, że nie chcesz się ze
mną spotykać?- zapytał
-Chcę. Justin przy Tobie wszystko wydaje się takie łatwe i
proste. Twój uśmiech sprawia, że zapominam o problemach. Teraz mi właśnie tego
potrzeba- wydusiłam zaczerwieniona.
-Dziękuję, jesteś niesamowita i taka tajemnicza- powiedział
mi prosto w oczy, bawiąc się kosmykiem moich kasztanowych włosów.
Rozpływałam się w jego oczach. Czułam jak z sekundy na
sekundę robię się coraz bardziej czerwona. Jego wzrok mnie pochłaniał. Zaczęłam
nerwowo stukać kluczem o ławkę.
-Od czego jest ten klucz?-zapytał Justin spoglądając na moje
ręce.
-Aa właśnie nie wiadomo. Myślałam, że do pewnych drzwi ale
się pomyliłam.- powiedziałam zawiedziona
-Pokaż-powiedział- Takie klucze produkują tylko w
BeverlyStorage jakieś 45minut drogi stąd. Sam mam podobny- ciągnął.
-Przecież klucz to klucz, mógł być wyrabiany wszędzie-
powiedziałam raczej sceptycznie
-Nie ten, to są klucze do specjalnych skrytek, są one
dodatkowo strzeżone przez strażników, żeby nikt nie mógł się tam dostać. Mam
taką skrytkę z moimi nagrodami, które nie mieszczą się już w domu.
-Jesteś pewien, że to na pewno ten klucz?-zapytałam niepewnie
ale z iskierka w oku.
-Na 100%, Skąd go masz?- zapytał ciekawy.
-Należy do kogoś z mojej
rodziny. Nie ważne.- Urwałam temat, żeby się czegoś nie domyślił. Mogłam
brzmieć podejrzanie.
***
Justin już o nic nie pytał, odprowadził mnie do zakrętu. Nie
mogłam pozwolić, żeby dziewczyny mnie z nim widziały, nie chciałam tworzyć
nowych sytuacji sprzyjających kolejnym pytaniom na które może nawet nie byłabym
w stanie odpowiedzieć. Mandy i Van wiedziały gdzie bywam wieczorami.
-Alice jesteśmy w kropce, nie wiemy co robić.-powiedziała
ponuro Van
-Klucz nie pasuje, a to było jedyne rozwiązanie-oznajmiła
Mandy.
-Dziewczyny wiem do czego jest klucz!!! Robią je tylko w
BeverlyStorage jakieś 30 minut drogi stąd. Klucze są do skrytek, które są
dobrze strzeżone, podobno sławy mają tam swoje skrytki.- powiedziałam
zadowolona z siebie.
-Skąd ty to wszystko wiesz? Drzewa w parku Ci powiedziały? A
może było napisane na ławce?- zaciekawiła się Mandy.
Nie przemyślałam, odpowiedzi na to pytanie. Milczałam.
Przecież nie powiem im, że Justin mi to wszystko powiedział. A mówiąc 'sławy
mają tak skrytki' miałam właśnie jego na myśli
-Yyyy no wiecie, przypomniało mi się jak podsłuchałam kiedyś
ojczyma jak mówił coś o jakiejś skrytce i BeverlyStorage. Skojarzyłam fakty i voilà .- powiedziałam triumfalnie z nadzieją, że mi
uwierzą.
-Dobra, to jedziemy tam z samego rana.-powiedziała Van.
-Oo widzę, że te wieczorne wyjścia dobrze Ci robią- dodała
Mandy zalotnie się uśmiechając.
***
-Jaki jest plan? Skąd mamy wiedzieć, która to skrytka?
-zaniepokoiła się Van
-Mandy ty zajmij strażnika, wiesz co robić, Van ty stój na
czatach. Skrytek jest niedużo, sprawdzę wszystkie.- powiedziałam z determinacją
w oczach.
Mandy podeszła do strażnika, zaczęła go zagadywać bez
większych problemów.
Podeszłam do ściany przy, której stały skrytki. Było ich
szesnaście. Na każdej widniał lśniący złoty numerek. Ustawione były po dwie w
kolumnie. Kolumn było osiem. Jedna skrytka miała około pół metra wysokości i
tyle samo szerokości. Trzęsącymi rękoma włożyłam klucz do pierwszej szafki-
nic, do drugiej-nic, zaczęłam od tyłu- też nic. Robiło się coraz bardziej
gorąco.
-Wieeeeeejj- rozbrzmiał się damski głos. Widziałam jak
dziewczyny biegną w moją stronę. Ja wciąż nie wiedziałam do której skrytki jest
klucz. Krople potu zaczęły zbierać się na moim czole. Wiedziałam, że mam kilka
sekund. Czas pędził jak oszalały. Moje myśli zbijały się z biciem mojego serca.
Jak nie ta to żadna-powiedziałam w myślach i pewnie włożyłam klucz do szóstej
skrytki.
-To musi być ta no daaaleeej- krzyczałam do siebie. Łzy
napłynęły mi do oczu. Mandy i Van były coraz bliżej, za nimi biegł mężczyzna
średniego wzrostu ubrany w granatowy mundur. Krzyki mężczyzny plątały się z
tymi dziewczyn i wlatywały do mojej głowy.
-Jeeest- zawołałam dumnie wyjmując owinięty reklamówką
przedmiot ze skrytki numer sześć.
______________________________________________________
Dziękuje za czytanie i komentowanie, jestescie kochani <3
Teraz jestem we włoszech i jest strasznie gorąco, tutaj ludzie nie mówia po anngielsku a wloskiego nie umiem i nie umiem sie dogadać ;c
czytasz=komentujesz ;)
love
xoxo
@Dzowit
JuuuuuHuuuuuuu :D nareszcie :D Ahhh zajebisty dziewczynooo ! Czekam niecierpliwie na NN ^^
OdpowiedzUsuń@polly325
Aaaaa...kocham twojego bloga i kocham również Ciebie !!! <3 Już się nie mogę doczekać NN...+oczywiście miłego pobytu we Włoszech...Tęsknie !!! <33 :** @Belieber_9431
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rozdział ,nie mogę się doczekać 6 rozdziału !!
OdpowiedzUsuńdawaj mi tu 6 rozdział bo nie wytrzymam XDD
OdpowiedzUsuńŚwietny tylko szkoda że taki krótki :(
OdpowiedzUsuńZajebisty;p Kurdę w takim momencie przerwałaśxD NIe ładnie ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;p
masz talent kobieto ;**nie moge sie doczekac na wiecej i wiecej. i jest mega akcja! lubie to
OdpowiedzUsuń@Mrs.Cranberry
Ciekawi mnie co było w skrytce : D Blog świetny i oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój blog. Taki tajemniczy i taki... interesującu. Muszisz dodać szybko następny ♥ :*
OdpowiedzUsuń@YoSwaggyBieber
Też mi się podoba ten blog :))
OdpowiedzUsuń@Belieberka_swag
I zapraszam na mój
http://jb-dream-love-story.blogspot.com/
super rozdział kiedy nn?
OdpowiedzUsuńfajny rozdział. czekam na następny. dodaję do obserwatorów i liczę na rewanż:)
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się Twój styl pisania, cudowne opowiadanie takie wciągające, akcja połącząna z romansem a do tego wzruszające momenty:) świetne:)
OdpowiedzUsuń